Wychodząc, wchodzę głębiej,
obijam się o mur zdziwienia,
odsuwam coś z przodu,
gdy coś z góry zmusza do uskoku.
W bocznym zaułku dotykam kwiatu,
który przemienia się w ciężar,
więc znoszę to jeszcze niżej,
na szeroką platformę o grząskim dnie,
oblepiającym stopy.
Teraz bosy podciągam się na półkę,
by odetchnąć
i wyszukać wzrokiem punkt zaczepienia,
albo ślad czyjejś sympatii,
ślad życia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz